Kiedy trochę
na siłę szukałam sobie aktywności, by odnaleźć się w swoim nowym życiu trafiłam
na zumbę. Spodobała mi się bardzo, bo nikt nie oceniał tego, że ruszam się jak
słoń w składzie porcelany, że nie łapię wszystkiego w lot.. a do tego wszystkiego
mega kop pozytywnej muzyki, ruchu i endorfin wytworzonych w mózgu. Ach, latałam
na nią raz w tygodniu przez jakiś miesiąc, ale wszystko co dobre szybko się
kończy i koleżanka, z którą chodziłam zrezygnowała. Pewnie można sobie pomyśleć
„co z tego, że koleżanka zrezygnowała? Ty nie musiałaś”.
Niby nie musiałam, ale
jestem na tyle „wybitną” jednostką, która ma ogromne problemy z pójściem gdzieś
samotnie do nieznanych mi osób. Nie zrobię tego i już! (oczywiście nad
tym mocno pracuję i być może już bym to zrobiła, ale chyba brakowało mi odwagi,
by to sprawdzić).
Oczywiście wszystkie powody, które świadczyły na nie są
irracjonalne i każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek może je obalić. No ale
nie zmienię siebie hop siup, więc uczę się akceptować pewne moje defekty i
zaburzenia, ale także je zwalczać ;)
Kiedy
wprowadziłam w styczniu zmianę swojego życia o 180 stopni coraz bardziej zaczął
doskwierać mi brak takich wspólnych zajęć ruchowych. Brakowało mi też na nie
czasu, bo każdą wolną chwilę spędzałam praktycznie za kółkiem. Ale kurs
prawojazdowy się skończył i pojawiły się wolne wieczory. Zaczęłam więc szukać
wśród koleżanek kompana do wspólnych wypadów. No i jest! W tym tygodniu udało
mi się wrócić na zumbę i mam wielką motywację, by trwało to dalej. Za mną już
dwa wieczory spędzone na fikaniu, skakaniu, tańczeniu, na ruchu wśród innych..i
ta wielka dawka endorfin, która pojawia się po zajęciach. Dziś tez jestem
pozytywnie nabuzowana. Dziś też odeszły gdzieś smutki i niepokoje.. i z
utęsknieniem będę czekać na wtorek, gdy znowu stanę na sali pełnej osób i oddam
się godzinnemu szaleństwu.
Idealia
0 komentarze:
Prześlij komentarz